ISIDORUS
Śmiej się, bądź radosny - naprawdę warto!!! Drukuj
sobota, 10 grudnia 2005, 0:00
Dodał: Tomasz Adam Kaniewski (Kalasancjusz)
"Panie, daj mi poczucie humoru. Udziel mi łaski rozumienia żartów, abym potrafił odkryć w życiu odrobinę radości i bym mógł sprawiać radość także innym." (Tomasz More)
Niechaj nie zatracę uśmiechu
Niechaj nie zatracę uśmiechu
Czytając czytania Liturgii Słowa na Trzecią Niedzielę Adwentu zacząłem poszukiwać znaczenia słowa „radość” w dzisiejszym świecie. Pierwsze co uczyniłem, to wpisałem to słowo do wyszukiwarki internetowej i ku mojemu zdziwieniu wyświetliło się kilkaset, a może kilka tysięcy różnych odnośników do stron zawierających coś o radości. Jednak kiedy zacząłem przyglądać się temu dogłębniej zauważyłem, że często słowo to ma różne znaczenie. Jedne opisy wspominały o radości ze zbawienia, o doskonałej radości z zakorzenienia się w Kościele, o ludzkiej, naturalnej radości z posiadania przyjaciela, ale były i takie: o radości posiadania własnego pięciodrzwiowego samochodu, o przedwczesnej radości, radości niepracowania, fałszywa radość była przeciwstawiona mądremu płaczowi, a radość przebaczenia - bólowi krzywdy. Znalazłem również co nieco o radości czytania książek, przeglądania internetu, o radości tworzenia, śpiewania, pojawiła się radość piłkarzy, oraz starość, która podobno wcale nie jest radością, było także coś o radości przez łzy. Gdzie najczęściej spotykam się z radością oprócz tej wyszukiwanej w internecie? Powiem szczerze, że w dzisiejszym zabieganym świecie bardzo rzadko widzi się radość, tę prawdziwą, czystą, właściwą, chrześcijańską... I ja sam bardzo często przyłapuję siebie na tym, że jestem ponury, smucę się nie wiadomo z czego i w jakim celu. Jednak w ostatnim czasie pojawiło się we mnie o wiele więcej radości. Dlatego też mogę o niej pisać. Radość, którą posiadam, mogę zawdzięczać jednej osobie, osobie żyjącej kilkaset kilometrów ode mnie. Spotkanie z nią było radością. Choć spotkanie było krótkie, ale wniosło do mojego życia wiele radości, następowały po nim głównie same radosne dni. Serce moje napełniło się tak wielką radością, że wystarczy jej zapewne do kolejnego spotkania. Zapytacie pewnie, po co o tym wszystkim nam pisze? Co ma to wspólnego z Adwentem, który przeżywamy? Odpowiem krótko: „Przeżyłem adwent, którego owocem jest radość”. Tak jak oczekujemy na przyjście Chrystusa, tak ja oczekiwałem na spotkanie z bliską mi osobą, tak jak spotkanie z Chrystusem napełnia nas radością, taką radością napełniło mnie owe spotkanie. Przy okazji tej radosnej niedzieli, chciałbym Wam wszystkim życzyć wielu radosnych spotkań, wielu radosnych dni. Niech tej radości nie zagłuszą nam świąteczne zakupy, problemy z wybieraniem prezentów dla bliskich, problemy w pracy, w domu, w szkole... Przygotujmy się na radość spotkania w sakramencie pojednania. Zwłaszcza wtedy, kiedy ciąży komuś już od dawna problem lęku czy niechęci. Odsuwanie go w nieokreśloną przyszłość niczego nie daje, a tęsknota powraca tylko ze zdwojoną siłą. Trzeba się po prostu przemóc i klęknąć w tej tajemnicy spotkania z wszechmocnym miłosierdziem. Nawet z kilkuletnich doświadczeń kapłańskich mogę powiedzieć po prostu: warto! Mogę to powiedzieć także jako człowiek, który sam się spowiada - mimo różnych oporów, trudności: po prostu warto! Tuż zaraz za radością odpuszczenia win podąża radość ze spotkania w Eucharystii z Przychodzącym Panem. Radość trudna do zrozumienia, ale zapowiadająca komunię, jedność wieczną i już niezniszczalną. Mógłbym podać jeszcze na koniec przykłady osób, z których emanuje lub podczas ich ziemskiego życia emanowała radość. Nie uczynię tego. Chcę, abyś to Ty odpowiedział(a) sobie na pytanie: „Czy rzeczywiście mógłbym (mogłabym) być wzorem radości, czy chociaż się stawać. A jeśli nie, to właściwie dlaczego? Co mi przeszkadza?”