ISIDORUS
Zewnętrzny wyraz wiary Drukuj
czwartek, 2 lipca 2009, 23:59
Dodał: Tomasz Adam Kaniewski (Kalasancjusz)
„Tak, jestem katolikiem. Chodzę w niedzielę do kościoła, dzieci posyłam w szkole na katechezę, przyjmuję księdza po kolędzie...” – taką lub podobną odpowiedź otrzymuję, kiedy w gronie swoich znajomych zadaję pytanie czy uważają siebie za katolików. Chcąc zgłębiać temat często napotykam na bunt, bo przecież „Bóg jest wszędzie”. Oczywiście z wypowiedzią się zgadzam, lecz czy osoby, które tak twierdzą wierzą w to, co mówią? Czy rzeczywiście odczuwają obecność Boga we wszystkich miejscach, w których przebywają?

W ostatnich tygodniach a nawet miesiącach swój wzrok kieruję na znaki wiary, te bardziej widoczne i mniej widoczne. Mam tu na myśli małą architekturę sakralną potocznie zwaną kapliczkami przydrożnymi. Wyraz wiary naszych przodków, rodziców a czasami i naszej. Postawione ku większej chwale Boga i umocnieniu wiary wśród ludu pielgrzymującego po ziemi. Drewniane, metalowe, pięknie rzeźbione lub skromnie przyodziane, często ukwiecone kwiatami z pobliskich łąk, ustrojone kolorowymi wstążeczkami, szarfami czy wianuszkami. Wśród tych dzieł przeważają krzyże, figury Matki Bożej czy Świętych Pańskich. Nie jedna z nich powstała jako dziękczynienie za ocalenie z choroby czy problemów w rodzinie. Nie mało też takich, które powstały z wdzięczności za wysłuchane modlitwy, za ocalenie przed powodzią czy pożarem, przed rozłamem w rodzinie. Mógłbym tutaj wymieniać setki a może nawet tysiące powodów, dla których powstawały i nadal powstają przydrożne znaki naszej wiary. Kiedy zagłębimy się bardziej w tę tematykę, zauważymy, że w wielu powieściach czy poematach i wierszach często autorzy przywoływali temat kapliczek, zwłaszcza tych z postaciami Świętych czy Matką Bożą.
fot. Dariusz Kapuściński
fot. Dariusz Kapuściński
Już niewielu z nas pamięta „majówki” przy przepięknie ozdobionej figurce Maryi w środku miasta czy wioski. Dla wielu z nas to jedynie pewien obraz, zazwyczaj tylko obraz, staropolskiej tradycji. Kto z nas odważyłby się dziś zaproponować młodzieży szkolnej spotkanie przy figurce i wspólne odśpiewanie Litanii loretańskiej? Za samą propozycję zostalibyśmy „ukamienowani” i wyśmiani w tłumie. A gdzie jest ta nasza wiara? Gdzie nasz katolicyzm? Kiedy chłopak kocha dziewczynę okazuje jej swoją miłość poprzez znaki zewnętrzne, gesty. Wyraża na zewnątrz to, co tak naprawdę odczuwa w swoim wnętrzu. Podobnie jest z wiarą w Boga – jeżeli posiadamy wiarę wewnętrzną, taką prawdziwą, ukazujemy ją również na zewnątrz poprzez uczynienie znaku krzyża przed posiłkiem w stołówce szkolnej czy pracowniczej, poprzez przyklęknięcie przed Najświętszym Sakramentem, który właśnie niesie kapłan do chorego, poprzez akty strzeliste, chwile ciszy, wstąpienie do kościoła czy kaplicy. Zewnętrznym znakiem wiary - wymagającym silnej wiary – są na pewno procesje eucharystyczne (np. Boże Ciało), procesje podczas peregrynacji cudownego obrazu (np. Matki Bożej Częstochowskiej, Miłosierdzia Bożego itp.) czy cudownej figury, jak również wspomniane przeze mnie wyżej nabożeństwa przy przydrożnych kapliczkach. Pewnego dnia, pielgrzymując po polskich drogach, zauważyłem chłopca klęczącego pod niewielką kapliczką na skraju lasu. Od jednego z pasażerów usłyszałem: „Popatrz, klęczy jak dewota i pokazuje jaki to on święty”. Oburzyły mnie te słowa i natychmiast zacząłem bronić chłopca mówiąc: „A jeśli modli się o zdrowie dla swojej ciężko chorej matki, a jeśli prosi Boga o zgodę w rodzinie, o pomoc?”. Nastała cisza. Jestem przekonany, że jest wiele osób, które zaczęłyby natychmiast atakiem, zamiast przez chwilę pomyśleć, że ta modlitwa ma sens, że może w tej modlitwie jest również miejsce dla nas, bo przecież nie możemy wykluczyć, że ów chłopiec nie modlił się za tych, którzy właśnie obok niego przejeżdżają.

Innym zewnętrznym znakiem wiary może być medalik czy krzyżyk noszony na szyi. Może to być również szkaplerz karmelitański czy obrączka-różaniec na palcu. Dla wielu osób jest to znak wiary, jednak nie dla wszystkich. Wiele osób nosi złote czy ze szlachetnych kamieni krzyżyki i medaliki jedynie jako ozdobę, jako souvenir. W portfelu coraz częściej nosimy zdjęcie ukochanych osób czy fotografię idola, dlaczego tak niewielu z nas ma tam obrazek świętego patrona, Matki Bożej czy Jezusa, naszego Zbawiciela. Nadal uważamy siebie za katolików? Za katolików, którzy zwalczają krzyże w szkołach, szpitalach, miejscach pracy. A może niedługo podpiszemy się pod akcją na rzecz zrównania z ziemią kapliczek, figur i krzyży przydrożnych? Zmusimy do zamknięcia kościołów, klasztorów, wyrzucenia religii ze szkół, bo przecież Bóg jest wszędzie, więc nie musi być w kościele czy szkole. Księży zamkniemy w klasztorach, żeby przypadkiem nie mieszali się do codziennego życia człowieka, do ochrony godności człowieka. Jakimi katolikami wówczas będziemy? Na pewno katolikami z nazwy, bo przecież nie z wiary. Proponuję zastanowić się nad tym i odpowiedzieć sobie na pytanie:

„CZY JA JESTEM PRAWDZIWYM KATOLIKIEM, CHRZEŚCIJANINEM, CZŁOWIEKIEM?”.

*** *** *** Krzyż... drewniany... wysoko ustawiony... Na wzgórzu mym stoi, ja w niego wpatrzony. Na nim Jezus. Smutny... zmęczony... Pod krzyżem ja klęczę na starym, spróchniałym klęczniku. Głowę spuściłem, wzrok w ziemię wbiłem, ręce złożyłem jak do modlitwy prawdziwej.

Wokół cisza, gdzieś pies gospodarza szczeka, gdzieś krowa na pastwisku ryczy, ptak świergocze z drzewa. A ja klęczę w ciszy, słowa nie wypowiem. Zabrakło radości, nie ma miłości, tylko łzy w oczach stanęły, świat cały zasłoniły. Ty milczysz, ja milczę. Pustka ogarnia mnie zewsząd. Sam tu jestem... Sam tu byłem... Teraz Ty jesteś ze mną.

autor: TAK