ISIDORUS
eSPe: Ikona człowieczeństwa - Adam Chmielowski, Ecce homo Drukuj
środa, 24 września 2008, 10:37
Dodał: (Admin)
Obraz sprawiający wrażenie niedokończonego, rzuconego w pośpiechu na płótno. Ślady szkicu jak ślady bicza na purpurowej płaszczyźnie płaszcza, z którego jak ze skorupy wynurza się pokaleczone ciało i milcząca twarz z opuszczonymi powiekami. Za głową widać złote refleksy sprawiające wrażenie, że spomiędzy kolumn portyku przebija się ostre, jerozolimskie słońce. A może to tylko szkic do ikony, porzucone po chwili fascynacji złote tło? Wrażenie inspiracji wschodnim malarstwem pogłębia statyczność przedstawienia (śladem bólu są jedynie nieznacznie ściągnięte brwi) i ciemna kolorystyka twarzy, która więcej ukrywa niż odsłania. W polskiej tradycji mamy przedstawienie, które operuje podobnymi kolorami i także odwołuje się do Męki: Matkę Boską Częstochowską. Dwa wyraźne cięcia na twarzy Maryi są (pomijając tradycję ich powstania) znakiem Jej współudziału w cierpieniu Syna. Tym, co jeszcze łączy te obrazy, jest fakt, że pomimo widocznych na obu śladów bólu wizerunki te nie oskarżają. Widzę z nich raczej wołanie o przyjęcie złożonej ofiary.
Ecce Homo
Ecce Homo
Albert Chmielowski
Bóg na nowo wyznacza pewien dzień – dzisiaj – po upływie dłuższego czasu, mówiąc przez Dawida, jak to przedtem zostało powiedziane: „Dziś, jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych.” (...) Nie ma stworzenia, które by było przed Nim niewidzialne, przeciwnie, wszystko odkryte i odsłonięte jest przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek. Mając więc arcykapłana wielkiego, który przeszedł przez niebiosa, Jezusa, Syna Bożego, trwajmy mocno w wyznawaniu wiary. Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu. Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali miłosierdzie i znaleźli łaskę dla (uzyskania) pomocy w stosownej chwili (Hbr 4,7.13-–16). Piłat, stawiając przed tłumem Jezusa, mówi: „Ecce homo” – „Oto człowiek”. Ubiczowany, wyszydzony, z okaleczoną twarzą, zupełnie do siebie niepodobny, ale będący doskonałym obrazem człowieczeństwa po grzechu w pełni doświadczonego swoimi słabościami. Rzymianin, sam nie zdając sobie z tego sprawy, wyznaje wiarę, rozpoznając w więźniu pełnię człowieczeństwa. Porusza się w zakresie pojęć i skojarzeń dostępnych jego racjonalnej logice i przestrzeń ta poprzez zwykłe, ludzkie współczucie staje się capax Dei, otwarta na Boga. Zdolność do współodczuwania jest pogłębiana przez doświadczenie własnej słabości i bezradności. Nikt nie potrafi w pełni zrozumieć innej osoby, jeśli sam nie doświadczy podobnego bólu. Adam Chmielowski współczuł bezdomnym i nędzarzom, ale w pełni był w stanie ich zrozumieć i im pomóc dopiero wtedy, kiedy stał się jednym z nich. Krąży historia, jak podczas codziennego żebraczego obchodu miasta wszedł do kawiarni, w której siedzieli jego dawni znajomi z artystycznej bohemy. Zwrócił się do nich z prośbą o datek, ale zamiast tego dostał od jednego z nich w twarz. Wziął głęboki oddech, po czym powiedział: „To było dla mnie. A teraz proszę o coś dla moich biednych”. Jego reakcja zaszokowała siedzących przy kawiarnianym stoliku – znali Adama jako osobę wręcz nadwrażliwą na punkcie swojej godności. Ale jaśnie panicz zniknął pod łachmanami zakonnego brata, który w upokorzeniu dostrzegł wartość: doświadczenie bycia na ostatnim, pogardzanym miejscu podobnie jak ludzie, dla których pracował. Jezus z obrazu „Ecce homo” jest podobny do malarza: kiedy zestawimy autoportret Chmielowskiego z tym wizerunkiem, zobaczymy to samo szerokie czoło, blisko osadzone oczy i niewielkie usta. Różnicę stanowią oczy, które na autoportrecie spoglądają z otwartością na widza, a na obrazie Ubiczowanego znikły pod powiekami. Być może malarz próbował powiedzieć: „Ecce ego” – „Oto ja. Oto cała prawda o moim wciąż niedokończonym, a już zniszczonym projekcie na samego siebie.” Jednak rany i ból to jedynie część opowieści, którą można wyczytać z obrazu przyszłego św. Brata Alberta tak, jak grzeszność i zdolność do zadawania cierpienia jest zaledwie częścią opowieści o człowieku. Migoczące za plecami Jezusa złoto to także zapowiedź poranka zmartwychwstania, które co prawda nie usunie z ciała Zmartwychwstałego ran, ale zmieni ich znaczenie – staną się powodem Jego chwały. Stanowią przecież namacalny dowód na to, że przyjął On na siebie konsekwencje grzechu – bycie w oczach innych ludzi kimś poniżej swojego pochodzenia i zasługującym na skazanie – i tak wykupił nas od śmierci. Widzimy natomiast Jezusa, który mało od aniołów był pomniejszony, chwałą i czcią ukoronowanego za cierpienia śmierci, iż z łaski Bożej za wszystkich zaznał śmierci. Przystało bowiem Temu, dla którego wszystko i przez którego wszystko, który wielu synów do chwały doprowadza, aby przewodnika ich zbawienia udoskonalił przez cierpienie. Tak bowiem Ten, który uświęca, jak ci, którzy mają być uświęceni, z jednego (są) wszyscy (Hbr 1.9–11).
Kwartalnik eSPe
Kwartalnik eSPe
Nr 83

autor: Elżbieta Wiater źródło: Kwartalnik eSPe nr 83

>> Więcej informacji o kwartalniku eSPe <<

POLECAMY: www.dobrykadr.com/chmielowski-adam