Najnowsze: Społeczeństwo Wiara Dziecko Młodzież Małżonkowie Rodzice Seniorzy Codzienność Duchowni Kultura i sztuka |
Powrót
Gra w cmentarz? środa, 26 listopada 2008, 20:33 Dodał: (Admin) Klikam. Subtelna muzyka niejako wymusza przystanięcie, gdy tymczasem brama z napisem „wejście” zaprasza do środka. Więc korzystam! Szum drzew przeplata się ze szczebiotem ptaków i gdyby nie mroczna sceneria, można by pomyśleć, że szykuje się spacer po... raju? Rzucam okiem na tablicę informującą, iż miejsce, które odwiedzam, czynne jest całą dobę. A kolega redakcyjny, zerkając mi przez ramię, podpytuje, w co gram... - W cmentarz - odpowiadam i reflektuję się szybko. Ale po kwadransie sama już nie wiem, czy ludzka śmierć potrzebuje pochówku w internecie. I co w sytuacji, jeśli ktoś za nawiedzenie wirtualnego cmentarza zażąda prawa do odpustu?
Po co się męczyć? Sieć cię wyręczy! Bez wychodzenia z domu można dziś zrobić zakupy i porozmawiać z krewnym na końcu świata. Pomysł na stworzenie internetowego cmentarza wydaje się być więc naturalną konsekwencją pośpiechu cywilizacyjnego, w jakim przyszło nam żyć. A że nie powinno się żartować z rzeczy ostatecznych, zwolennicy nowatorskiego rozwiązania przekonują, iż nie liczy się forma, ale skuteczność oraz że samym istnieniem i wyglądem strona ma skłaniać do pamięci czy refleksji.
Na zachętę pomysłodawcy wirtualnego miejsca pochówku przypominają, że skoro śmierć i tak dosięgnie każdego, warto - a nawet trzeba! - zawczasu poczynić przygotowania. Osobie decydującej się założyć własny grób proponują nekrolog i mailing pod wskazany adres, co umożliwi kontakt zmarłych ze światem żywych na wypadek, gdyby ci pierwsi nie zdążyli przekazać wszystkiego, co chcieli (!). A ponieważ jak na każdym porządnym cmentarzu „Ordnung muss sein”, nad wyborem niegodzących w uczucia zmarłych i odwiedzających nagrobkowych treści czuwa administracja.
Maciuś urodził się i zmarł tego samego dnia. Świeczka Jana zgasła po wybiciu 31 lat. Jerzemu dane było dożyć 71. A czy dziadunio Ignacy, odchodząc w 1934 r., mógł przypuszczać, że po dekadach uwiecznią go w internecie?
Piękna jest ludzka pamięć. Poruszam się po cmentarzu komunalnym, choć mogę zejść do katakumb. Do wyboru mam też cmentarz anglikański, hinduski bądź buddyjski. W księdze zmarłych alfabetycznie ułożona lista nazwisk dobija do tysiąca, a znajomych, którzy przeszli na drugą stronę życia, można szukać, zamieszczając ich dane w katalogu publicznym. Na stronie widnieją ponadto zakładki z zasadami funkcjonowania cmentarza oraz cenami za utrzymanie wirtualnych grobowców. Istnieje również możliwość wcześniejszej rezerwacji miejsc. W koszt grobu pojedynczego oraz rodzinnego wliczona jest poczta i elektroniczna klepsydra. A wymagających może skusić oferta grobowca VIP-owskiego! Ale że wszystko, co specjalne, musi mieć odpowiednią cenę, konsultacja z grafikiem podnosi koszt mogiły do 300 zł plus VAT. Płacić można kartami i przelewem, zaś znicze oraz kwiaty zamawiać na jeden dzień lub dożywotnio.
Przy każdym grobie kilka zdań wspomnień, gdzieniegdzie fotki... Istnieje opcja pozwalająca spacer po wirtualnych alejkach uatrakcyjnić odpowiednią ścieżką dźwiękową, a nawet zmienić bądź zaprojektować wygląd całości... I tylko na pytania kołaczące w głowie po tak niecodziennej wizycie - niewizycie kliknięcie myszką nie odpowie.
Komputer można wyłączyć
A choć wydawać by się mogło, że wszystko jest tu na niby, nazwiska tych, których księga życia została zamknięta, są jak najbardziej prawdziwe. Możemy mówić nawet o pewnej modzie na cmentarze internetowe, mające koić ból zarówno po stracie bliskiej osoby, jak również uczuć miłości czy tęsknoty. A obok opcji pochówku nałogów, powodzeniem wśród internetowiczów zaczynają cieszyć się miejsca, gdzie za niewielką opłatą jest szansa pozostawić znak pamięci ukochanej papudze bądź Reksiowi.
Serwisy odwiedza dziennie po kilkaset osób, a w czasie listopadowym licznik wskazuje do kilku tysięcy wejść. I choć zjawisko to jest nowe w naszej obyczajowości (pierwszy wirtualny cmentarz został założony w 2001 r.), mechanizm w popkulturze zdążył się już zadomowić. Wpisuje się w ogólny trend przenoszenia elementów codziennej egzystencji z przestrzeni realnej do wirtualnej. Znane jest przecież określenie zdrady przez internet. Superszybkie gry uczą, jak sprawnie podejść wroga i go zabić. Czaty pomagają budować wirtualne przyjaźnie, a internetowe sklepy funkcjonować praktycznie bez wychodzenia z domu. I niby nic w tym złego...
Zdaniem socjologów i psychologów problem zaczyna się w momencie, kiedy ludzie wolą pozostać na „sztucznej” płaszczyźnie istnienia, niż przenieść się do realu, by tu wchodzić w interpersonalne relacje. Dlaczego? Ponieważ komputer zawsze można wyłączyć. A kryjąc się pod nickiem, zwykle też nie musimy zdradzać rozmówcy swojego prawdziwego imienia. W realnym świecie trzeba natomiast stanąć z drugim człowiekiem twarzą w twarz, pokazać niepodrasowane oblicze oraz wziąć odpowiedzialność za słowo i czyn. To wymaga odwagi. A fikcyjna tożsamość świetnie maskuje wszelkie lęki i kompleksy. I tak wydawać by się mogło, że komputer czy sieć stają się panami życia i śmierci...
Lęk przed przemijaniem
- To szokujące. Łatwiej wspominać zmarłego w internecie niż rozmawiać o nim nad prawdziwym grobem - przyznaje prof. Dariusz Doliński ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Lepiej, ponieważ śmierć zostaje wówczas zepchnięta na margines. Z drugiej strony zaangażowanie w tworzenie wirtualnego świata zmarłych ma szanse stworzyć prawdziwe więzi, a kultywowana pamięć stać się udziałem całej zbiorowości. Jednak nie bez cieni...
W tym konkretnym przypadku chodzi o dystans. Wiele spośród osób spotykających się przy wirtualnym grobie, nie wyrazi zgody na kontakt w realu w obawie przed światłem, jakie mogłoby paść na tę ich część wewnętrznego „ja”, gdzie mieszka lęk przed przemijaniem, nicością bądź wiecznością - przed momentem, kiedy trzeba będzie stanąć przed Panem Bogiem, by dać świadectwo i odpowiedzieć na kilka pytań. Na internetowym nagrobku wystarczy krótka sentencja. A zasmucające refleksje można bez problemu odpędzić, klikając myszką „wróć”. W spotkaniu przy prawdziwym grobie nigdy nie ma się pewności, czy nie zostanie złamana zasada poprawności, według której pewne kwestie lepiej pominąć milczeniem, by nie niszczyć komfortu chwil.
Wirtualny cmentarz oferujący odwiedzającej go osobie sentymentalny nastrój i możliwość aranżacji nie jest w stanie pokonać beznadziejności, ale daje złudzenie panowania nad rzeczywistością - nawet tak nieodwracalną jak ludzka śmierć. I mało ważny wydaje się być fakt, że przecież została ona wykreowana jedynie w umyśle programisty oraz kilku zdolnych (i nieźle na tym zarabiających!) ludzi. Mówiąc obrazowo: więzienie nadal pozostaje więzieniem! Może tylko nieco bardziej kolorowym i przestronniejszym, ale jednak szczelnie odgrodzonym murem niemożności od prawdziwego świata.
Modlitwa, nie kilobajty
Wirtualne cmentarze to ucieczka w odrealniony świat i okrycie całunem milczenia tego, co tak naprawę ważne. Prawdziwą nadzieję może bowiem dać jedynie wiara wyrastająca z faktu całego dzieła zbawienia i odkupienia dokonanego przez Chrystusa, który pokonał grzech i śmierć, wyznaczając po wsze czasy drogę każdemu, kto tę prawdę przyjmie. Najlepszą formę pomocy, jakiej można udzielić osobie zmarłej, stanowi modlitwa. Pamięć dobra pozostawionego w ludzkich sercach wydaje się trwalsza niż kilobajty wspomnień zapisanych w wiązkach elektronów. A lekcja, jaką dają nam ci, których księga życia już się zamknęła, jest najlepszą ze szkół - choćby miała bazować na błędach przez nich popełnionych.
Internet to ważne narzędzie komunikacji i trudno wyobrazić sobie świat bez niego. Nie może być zły. Jest tworem ludzkiego geniuszu; ma pomagać wzrastać człowiekowi, budować wspólnotę oraz czynić ludzkie życie łatwiejszym i bardziej komfortowym. Pozostaje pytanie, czy wiązki elektronów są w stanie wyzwolić człowieka z lęków i obdarzyć nadzieją...
Jestem na świeżo po rozmowie z dziewczyną, która tuż przed Wspomnieniem Wiernych Zmarłych pochowała matkę. Spodziewali się, bo kobieta od miesięcy była w krytycznym stanie. Myśleli więc, że jej śmierć odbiorą jako ukojenie. Nic podobnego. - Nie było z nią kontaktu, ale mogłam usiąść blisko, wziąć za wychudzoną rękę i poczuć się bezpiecznie. To było szczere - wyznaje córka. I przekonuje, że droga do pogodzenia musi wieść przez łzy oraz gniew, który przed Bogiem trzeba wytupać. A ucieczka w idealistyczne wyobrażenia nic nie da.
Wirtualny cmentarz to szczególna inicjatywa. Trudno gloryfikować go czy oceniać w kategoriach dobra bądź zła. Niech sobie będzie, ale pod jednym warunkiem: niezamykania sensu przemijania w ciasnych kilobajtach pamięci. Niegenerowania złudnej nadziei i nie czyni człowieka bardziej samotnym niż jest...
autor: AGNIESZKA WARECKA
źródło: Echo Katolickie nr 46
Powyższy artykuł publikujemy dzięki uprzejmości Oficyny Wydawniczej wydającej tygodnik "Echo Katolickie".
Ten oraz inne ciekawe artykuły i felietony, można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika (nr 46).
POLECAMY:
www.EchoKatolickie.pl
|