Najnowsze: Społeczeństwo Wiara Dziecko Młodzież Małżonkowie Rodzice Seniorzy Codzienność Duchowni Kultura i sztuka |
Powrót
Krucjata Wstrzemięźliwości, fragment książki "Ksiądz Franciszek Blachnicki" środa, 28 maja 2008, 19:21 Dodał: (Admin) Jest rok 1956 — tak zwana odwilż. Śląscy biskupi wracają z wygnania. Kuria katowicka zaczyna działać normalnie,
rozpoczyna w niej pracę wielu młodych kapłanów. Ks. Franciszek jest kapelanem ks. biskupa Bednorza, pracownikiem
referatu duszpasterskiego, pomaga w redakcji Gościa Niedzielnego, a ponadto ma objąć pieczę nad Ośrodkiem
Katechetycznym. Otrzymuje na ten cel dość duży, choć bardzo zniszczony barak. Cieszy się nim jak dziecko.
„Przyjedźcie, mamy lokal!” — pisze do wiernej gromadki dziewcząt ze swej pierwszej parafii. Wie, że Janka,
Dorota, Zyta, Zenia i Gizela chcą razem pracować i modlić się. To właśnie one utworzą niebawem trzon nowej
wspólnoty — Zespołu Niepokalanej (późniejszy Instytut Niepokalanej Matki Kościoła).
„Przyjedziemy!” — odpisują dziewczyny. I niebawem — trochę onieśmielone, lecz pełne nadziei — stają przed »swoim« księdzem. Ale gdy zobaczyły obiecany »lokal«, miny im nieco zrzedły... Dziury w oknach, odpadający tynk, stosy gruzu... No cóż, na pewno nie jest to pałac.
– Tu będzie kaplica, a tu biuro — wyjaśnia ks. Franciszek, oprowadzając gości po swym królestwie. Jest tak szczęśliwy
i dumny, że dziewczyny nie mają odwagi powiedzieć, co myślą. Na szczęście żadna z nich nie boi się pracy. 6 stycznia 1957 roku mała, ale dzielna wspólnota może już zasiąść przy stole, celem omówienia planów na nadchodzący rok. A są to ambitne plany...
Wkrótce do nowego ośrodka katechetycznego zaczynają przyjeżdżać księża, siostry zakonne i katecheci świeccy, by zaopatrzyć się w najróżniejsze potrzebne im książki, skrypty, obrazki. Mogą też porozmawiać o najbardziej palących problemach duszpasterskich czy o kłopotach z władzami. W tymże ośrodku rodzi się pomysł powołania do życia Apostolatu Trzeźwości.
Ks. Franciszek jest głęboko przekonany o słuszności sprawy i natychmiast podejmuje odpowiednie działania.
W krótkim czasie powstają stosowne materiały, a księża zainteresowani tym problemem spotykają się na specjalnych
zjazdach i konferencjach. O duchowym wymiarze abstynencji ks. Franciszek mówi na każdych rekolekcjach wakacyjnych, niestrudzenie jeździ od parafii do parafii i tłumaczy, zachęca, modli się wraz ze słuchaczami. Gdy akcja nabiera rozmachu, ośrodek w Katowicach przyjmuje nazwę: Centrala Krucjaty Wstrzemięźliwości. W ciągu dwóch lat działania CKW poziom spożycia alkoholu w Polsce spada tak znacznie, że budzi to niepokój władz. Na ich reakcję nie trzeba długo czekać. Przysłowiowa bomba wybucha 29 sierpnia 1960 roku. O dziesiątej rano do baraku wpadają oddziały milicji. Rewizja, rekwirowanie maszyn i gotowych materiałów. O pierwszej w nocy jest po wszystkim. Znana w całym kraju Centrala Krucjaty Wstrzemięźliwości przestaje istnieć. Dlaczego? Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to zazwyczaj chodzi o pieniądze.
W tym wypadku chodziło o płynące do państwowej kasy wpływy ze sprzedaży alkoholu, ale nie tylko: ludźmi zniewolonymi nałogiem łatwiej przecież rządzić, a trzeźwe spojrzenie na to, co się dzieje w kraju, nie od każdego jest wymagane...
Jak zareagował na to wszystko ks. Franciszek? W sobie właściwy sposób: modlitwą. Co ciekawe, jest to modlitwa... dziękczynna.
– Skoro Bóg to dopuścił — tłumaczy swym współpracownikom — to znaczy, że szykuje dla nas coś jeszcze ważniejszego. Dziękujmy za łaski, które otrzymaliśmy, i prośmy o następne.
Dopiero po latach można było stwierdzić, jak prorocze były to słowa. Jednak póki co, sytuacja wspólnoty nie wygląda
najlepiej. Wszystkich nurtuje pytanie: Co dalej?
– Nauka — mówi ks. Franciszek do swej wiernej gromadki.
- Pojedziecie na studia do Krakowa, a ja — do Lublina. Najpierw jednak odpocznę trochę w Krościenku, u ks. Krzana. Piękno gór, spokojny szum Dunajca — jakże koją zszarpane nerwy. „Gdyby tak można było tu zostać...” — marzy ks. Franciszek.
Zaczyna rozglądać się za jakimś lokalem, ale okazuje się, że on ma już »lokal« zapewniony. Został aresztowany w związku z likwidacją Centrali i trafia do tego samego więzienia, w którym w czasie wojny oczekiwał na wykonanie wyroku śmierci.
W lipcu 1961 roku sprawa znajduje swój finał w sądzie. Osobliwy to proces: pokrzywdzony zasiada na ławie oskarżonych, a krzywdziciele go oskarżają i domagają się surowej kary. Nic więc dziwnego, że sędzia (były więzień Oświęcimia) nie potrafi ukryć zdenerwowania ogłaszając wyrok: trzynaście miesięcy więzienia w zawieszeniu.
Oskarżony zachowuje stoicki spokój. W praktyce wyrok ten oznacza wolność. Znów będzie można patrzeć w przyszłość, wrócić do swych planów i marzeń, do myśli o studiowaniu...
Więcej informacji o książce "Ksiądz Franciszek Blachnicki" przeczytasz w naszym serwisie "Nowości Książkowe" >>>
|